sobota, 26 marca 2016

RECENZJA WONDER WOMAN TOM 1 KREW



Wonder Woman Tom 1 Krew, to najodważniejsza decyzja wydawnicza Egmontu 2014 roku. Przed tym wydawnictwem polski czytelnik nie miał okazji poznać jednej z najważniejszych superbohaterek w panteonie DC Comics. Wydaje się, że główny powodem takiego stanu rzeczy był strach przed tym, iż żeński superbohater nie będzie w stanie zainteresować szerszego grona odbiorców. Rodzimy fandom komiksów musiał czekać długo. Dziś wiemy, że było warto. Wonder Woman Briana Azzarello z rysunkami Cliffa Chianga i Tonyego Akinsa to jeden z najlepszych tytułów, który ukazał się w ramach odświeżonego DCU. Na sukces złożyło się wiele czynników, które wskażę w tej recenzji.


Krew rozpoczyna scena, która nie wiele mówi czytelnikowi. Zobaczymy w niej Apolla flirtującego z kobietami na tarasie apartamentowca. Kadry te nabiorą znaczenia w dalszej części historii. Umieszczenie ich na początku dzieła ma za zadanie zainteresować czytelnika. Kolejna sekwencja jest jeszcze bardziej intrygująca. Tajemnicza postać transformuje konie w centaury, które atakują ciężarną kobietę imieniem Zola. Zastajemy ją podczas kłótni z nieznanym mężczyzną, który by ją chronić, teleportuje ją do mieszkania Wonder Woman w Londynie. W ten sposób po raz pierwszy spotykamy się z Dianą. Tytułowa bohaterka postanawia pomóc Zoli. Kobiety przypadkowo teleportują się z powrotem do miejsca terroryzowanego przez centaury. Po świetnej sekwencji walki, dowiadujemy się, iż zagadkowym mężczyzną jest boski posłaniec Hermes. Jeszcze nim końca dobiega pierwszy zeszyt, dowiadujemy się, iż Zeus opuścił Olimp. Z przepowiedni wynika, iż jedno z jego dzieci zabije inne i zajmie jego miejsce. Właśnie na tym skupiać będzie się fabuła tego i kolejnych tomów. W jej toku poznamy zredefiniowany origin Wonder Woman.

Akcja tej historii jest świetnie prowadzona. Azzarello tym tomem dopiero rozpoczyna swoją opowieść i robi to w sprawny sposób. Każda historia prezentująca origin superbohatera, musi zawierać kilka elementów takich jak: geneza głównej postaci, dylematy, z którymi bohater będzie się mierzyć w kolejnych zeszytach, wreszcie kreację świata, w którym będzie toczyła się akcja. Wszystkie te elementy w Tomie 1 są napisane po profesorsku. Pomimo tego, że historia długo się rozkręca, nie da się przy niej nudzić. W dodatku zwieńczenie jest satysfakcjonujące. Zwłaszcza wykreowany świat niejednokrotnie zaskakuje. Najbardziej jest to widoczne, kiedy chodzi o wizerunki bogów. To jak wygląda Posejdon, Hades, czy Niezgoda, świadczy o niespotykanej kreatywności Azzarello. Oczywiście nie można umniejszać zasług rysowników, którzy musieli to wszystko narysować. Kiedy o stronie graficznej mowa, to mamy do czynienia z dwoma zupełnie innymi artystami. Z jednej strony Chiang, któremu zarzuciłbym niechlujność. Jednak nie mogę odmówić mu umiejętności nadania dynamiki kadrom, co w rysunkach komiksowych jest rzeczą najważniejszą. Z drugiej strony Akins, którego styl jest bardziej „opływowy”, niestety – i jest to sąd wartościujący negatywnie – jest także kreskówkowy, co drażni szczególnie kiedy przyjrzymy się twarzom postaci.

tak prezentuje się Posejdon


To co stanowi o sile tego dzieła, to właśnie postaci. Panteon greckich bogów w interpretacji Azzarello jest niebanalny. Antagoniści: Hera i Apollo, prezentują się dobrze. Jednak ozdobą tego komiksu są bohaterowie drugoplanowi. Niezgoda bo jej działania zdają się być motywowane jedynie dążeniem do chaosu. Wojna, który swoim nihilizmem i brudnymi od krwi nogawkami spodni, dodaje kolorytu tej opowieści. Wspomniany wcześniej Hades, który swoim zachowaniem połączonym z aparycją dziecka, tworzy portret wyjątkowo zwyrodniałego bóstwa. Zola, która kompletnie nie przystaje do towarzystwa, w którym się znalazła, stanowi z kolei świetny kontrast dla reszty postaci. Wreszcie Lennox o którym można powiedzieć, że pełni funkcję stereotypowego samca alfa. Jedynie Hermes zachowuje powściągliwość w kreowaniu swojej osobowości, choć można się spodziewać, że też ma coś za uszami.

Wojna i Apollo

Jednak Wonder Woman to przede wszystkim Diana. Krew stawia ją przede wszystkim przed dylematem dotyczącym jej tożsamości. Księżniczka Amazonek pozbawiona szacunku wśród swych sióstr z Rajskiej Wyspy, podejmuje próbę zdefiniowania siebie na nowo. W dodatku obdarta z mitu własnych narodzin. Legenda głosząca, iż Diana została ulepiona z gliny, w którą życie tchnęli sami bogowie, okazuje się kłamstwem. W tej sytuacji protagonistka postanawia być przede wszystkim Wonder Woman. Działać na rzecz gatunku ludzkiego, reprezentowanego w tym przypadku przez Zolę. Aczkolwiek z uwagi na boskie pochodzenie jeszcze nienarodzonego dziecka Zoli i tę motywację trzeba poddać w wątpliwość. Osobowość Diany dopiero raczkuje, jednak widać wiele zwiastunów dalszego rozwoju.

Jedynym większym zastrzeżeniem, jakie mam do Krwi są wydarzenia z Rajskiej wyspy. Chodzi mi o wątek spisku przeciwko Dianie. Jest on, co prawda dopiero nakreślony, jednak wygląda na to, że jego rozwinięcie będzie sztampowe. Trochę szkoda też cenzurowanej nagości, jednak jest to temat na osobny artykuł.

nie wiem jak was, ale mnie przerażają wysokie kobiety

Recenzowana publikacja, to jak już wspomniałem wydanie od Egmontu. Do standardowego formatu, wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, więc nie będę się na ten temat rozpisywał. Wspomnę tylko o dodatkach, które zawierają okładki i szkice. Dość standardowo, natomiast w dużej ilości. Szkoda, że nie dostaliśmy fragmentu scenariusza, jak w przypadku Trybunału sów.



Podsumowując, Wonder Woman Tom 1 Krew jest intrygującą, zapowiadającą spektakularne rozwinięcie historią. Niestety z uwagi na to, że jest wprowadzeniem, brak jej mnogości zwrotów akcji. Największym atutem jest wykreowany świat. Dlatego ten tom oceniam na 6/10.


Mateusz Kosiński

1 komentarz :

  1. Po przeczytaniu recenzji chyba rzeczywiście źle zrobiłem, że pominąłem Wonder Woman... Zeus wydaje się niezłym zwyrodnialcem. Dzięki, Kosa480.

    OdpowiedzUsuń